Viva Andaluzja, czyli gdzie leży
Hiszpania właściwa
Fanów Hiszpanii jest wielu, nawet
jeśli byli tylko na Costa Brava i poza hotelem i promenadą nadmorską nie
widzieli nic. Bo niewiele trzeba, żeby się w Hiszpanii zakochać.
Nie, nie zwiedziłam jej całej – nie powiem
nic ani o Galicji, ani o Murcji - nigdy tam nie byłam. Mnie pochłonęła
Andaluzja. I nie przebije jej Katalonia z Barceloną, ani Walencja z
turystycznym Alicante. Nie zamierzam dyskutować nad przewagą jednej nad drugą,
bo jestem pewna, że każdy gdzie indziej ma swoją Hiszpanię.
Dla mnie ten kawałek świata jest
wielką emocją i trudno ją sprowadzić do namacalnych rzeczy, ale na potrzeby
bloga spróbuję (nie obiecuję, że się uda).
Zacznę od słońca – jest wszędzie – w
złotym piasku na plaży, w wąskich kamiennych uliczkach, na skórze mieszkańców
(i przyjezdnych pod warunkiem, że zostaną dłużej niż kilka dni), w ich energii,
życzliwości i uśmiechu.
Wiatr pozwala odetchnąć. Jest jak
przenośna klimatyzacja – równoważy, pozwala funkcjonować zupełnie normalnie
również w środku dnia. Pod warunkiem, że wiatr nie nazywa się Levante i nie
przynosi żaru Afryki. Chociaż to doświadczenie „piekła” też było
niepowtarzalne.
Jerez – rozkosz w kieliszku –
słodkie, gęste, lepkie… Sherry z Jerez de la Frontera bije na głowę wszystkie
inne europejskie odpowiedniki. Rioja to oczywista oczywistość – nie ma
Hiszpanii bez una copa de Rioja. 4 euro za butelkę – żyć nie umierać!
I owoc, który tylko tam ma prawdziwy
smak, kolor i rozmiar. I coś zmysłowego w sobie. I najlepiej smakuje w
temperaturze Hiszpanii. Lodówka spłyca doznania.
A wieczorem w knajpce z widokiem na
ocean czego dusza i żołądek zapragną… Owoce morza w idealnym towarzystwie copa
de Rioja.
Oczywiście na wyciągnięcie ręki
Sewilla, której należy się oddzielna opowieść, Granada z Alhambrą, Pueblos
Blancos i katedry na wzgórzach – ale to wszystko znajdziecie w przewodnikach J Bo mi emocje uruchomiły skyscanner i szukam
biletu na kwiecień – muszę mieć na co czekać…
AW
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz