środa, 20 listopada 2013


Bilbao


Od kilku tygodni, a przynajmniej odkąd zaczęło ubywać dnia, a za oknem zrobiło się jakoś „szaro”, uprzejmi prezenterzy radia i tv notorycznie przypominają mi o jesiennej depresji. A ja protestuję! Jaka depresja, ja chcę słońca, ciepłego wiatru we włosach, cudownych zapachów i smaków! Pomyślałam, że nic tak nie poprawi mi humoru, jak zbojkotowanie tego rodzimego biadolenia na jesienną słotę i mała sentymentalna podróż po wakacyjnych folderach ze zdjęciami. To już postanowione. Jedziesz ze mną! Zabieram Cię do BILBAO.

Tak tak kochani...
W drodze do słonecznego kurortu północnej Hiszpanii nie sposób ominąć takiej atrakcji jak Bilbao, chluba i największe miasto Kraju Basków. Niegdyś ośrodek przemysłowy, silnie związany z wydobyciem rudy żelaza i stoczniami, dziś znany jest w świecie z zupełnie czego innego. Pięknie położone w Zatoce Biskajskiej jest jednym z najczęściej odwiedzanych miast północne Hiszpanii.   Dzieje się tak nie tylko za sprawą 2 uniwersytetów i pięknych średniowiecznych zabytków upamiętniających nabyte w 1300 r. prawa miejskie, ale przede wszystkim przez wybudowane tu muzeum. Chyba najbardziej dziwaczny, a zarazem najciekawszy budek jaki kiedykolwiek widziała - Muzeum Guggenheima.


Ten architektoniczny cud powstał w 1997r. za 100 mln. euro i był centralnym punktem wielkiego programu przeobrażania się miasta przemysłowego w  mekkę turystyki i sztuki. Muzeum samo w sobie zachwyca konstrukcją. Wielokształtne, nieprzewidywalne w swej lini ściany, pokryte są tytanowymi blaszkami o grubości 0,5 milimetra. Sama bryła budynku uchodzi za dzieło sztuki, zwłaszcza, że wewnątrz olbrzymie pomieszczenia w zasadzie nie posiadają żadnych słupów podtrzymujących strop. O różnych porach dnia z różnych punktów miasta, bryła muzeum zaskakuje odmiennością barw, cieni i zmieniającej się formy. Zaskakują wydobywające się z najmniej oczekiwanych miejscach budynku, malownicze kłęby dymy lub języki ognia, co w zestawieniu z opływającą dookoła muzeum fosą, tworzy niepowtarzalne optyczne obrazy.



W budynku mieszczą się sale wystawowe i koncertowe. W stałej ekspozycji muzeum prezentowana jest sztuka współczesna XX w.:pop-art, arte povera, sztuka abstrakcyjna, minimalistyczna, ekspresyjna i wiele innych. W największej z 19 wystawowych sal znajduje się rzeźba Richarda Serry „La materia del tempo” - ogromne, długie wstęgi zjedzone przez czas i rdzę tworzą swoisty labirynt. Olbrzymią atrakcją, dosłownie olbrzymią jest 13 metrowy pies „Puppy” - dzieło Jeffa Koonsa, stojący przed głównym wejściem do Muzeum. 



I nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, ten pomnik jest zbudowany z 70 tys. żywych kwiatów, a jego wnętrze stanowi specjalny szkielet zapewniający kwiatom nawodnienie! Spaniałe wrażenie robi również rzeźba wielkiego „Pająka” autorstwa  Louisa Bourgeoisa, symbolizująca życie i śmierć. 



Na niespodziewających się niczego turystów fotografujących się przy rzeźbie czeka nie lada niespodzianka. Co kilka minut z powierzchni bulwaru opodal pająka wytryskują języki ognia ze słynnej „Ognistej fontanny” Ivesa Kleina. Samo muzeum jak i jego otoczenie jest niezwykłym tworem, zabierającym turystę w odrealniony świat sztuki. Wystarczy przejść z bulwaru nad rzeką na tyły budynku, by znaleźć się w zaczarowanym świecie. Umiejscowiona w wodnych ogrodach instalacja „Rzeźby mgły” Fujiko Nakyi, co kwadrans spowija całe to miejsce para wodną, co w słoneczne czy pochmurne dni jest niezwykle pięknym widowiskiem i źródłem  estetycznych doznań.
Bilbao w języku Basków znaczy „dwa brzegi”. Miasto położone nad rzeką Nervion łączą dwa brzegi przęsła olbrzymiego, gondolowego mostu baskijskiego.
Miasto jest kolorowe i różnorodne, bo wśród bardzo futurystycznych form można zobaczyć kamienice pamiętające czasy świetności Republiki Baskijskiej, a nawet czasów znacznie odleglejszych. Mnie jednak w oko wpadły fantazyjne graffiti.



Prawdziwa podróż nie byłaby taką bez spróbowania lokalnych przysmaków, a z Bilbao jeden taki się wywodzi, to bacalao bilbaino czyli po prostu dorsz z Bilbao.  Wystarczy do ryby dodać paprykę i pomidory oraz czosnek, a z dorsza robi się ryba nienajgorsza. 



Popularny jest też marmitako, czyli gulasz rybny. Do jego przyrządzenia Baskowie używają też węgorzy. W pośpiechu najczęściej jednak spożywają Pintxo czyli małą przekąskę w rodzaj fast foodu. Jest to pieczywo z różnym nadzieniem. Z potraw przypominających nieco smaki z polskiego stołu należy wymienić Cuajada. To jedzone na śniadanie danie będące odpowiednikiem polskiego serka wiejskiego.
Do najlepszych restauracji w Bilbao należy z pewnością Aizian, znajdująca się w hotelu Sheraton. Wewnątrz możemy (za odpowiednio wysoką cenę) spróbować najbardziej ekskluzywnych lokalnych przysmaków. Kolejnym lokalem serwującym baskijskie dania jest Zortziko. Po sytym posiłku można odpocząć na bulwarach lub pospacerować ulicami miasta, które są dosyć zielone i nie przypominają wysuszonych miast środkowej Hiszpanii. Przez moment nawet poczułam ciepło słońca i podmuch wiatru we włosach... miło tak  powspominać. Kto wie, może to właśnie Bilbao będzie celem i Twoich wakacyjnych wypraw? James Bond już tam był:). W filmie „Świat to za mało” Bilbao gra rolę drugoplanową, a w musicalu „Happy End” stało się tematem kilku piosenek. Polecam, tak jak słońce plaż San Sebastian, muzea Madrytu i jedyny w swoim rodzaju smak hiszpańskiej szynki czyli „jamonu”, ale o tym już w kolejnej retrospekcji wakacyjnych albumów foto.


Bąbel 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz