Bilbao
Od kilku
tygodni, a przynajmniej odkąd zaczęło ubywać dnia, a za oknem zrobiło się jakoś
„szaro”, uprzejmi prezenterzy radia i tv notorycznie przypominają mi o
jesiennej depresji. A ja protestuję! Jaka depresja, ja chcę słońca, ciepłego
wiatru we włosach, cudownych zapachów i smaków! Pomyślałam, że nic tak nie
poprawi mi humoru, jak zbojkotowanie tego rodzimego biadolenia na jesienną
słotę i mała sentymentalna podróż po wakacyjnych folderach ze zdjęciami. To już
postanowione. Jedziesz ze mną! Zabieram Cię do BILBAO.
Tak tak kochani...
W drodze
do słonecznego kurortu północnej Hiszpanii nie sposób ominąć takiej atrakcji
jak Bilbao, chluba i największe miasto Kraju Basków. Niegdyś ośrodek
przemysłowy, silnie związany z wydobyciem rudy żelaza i stoczniami, dziś znany
jest w świecie z zupełnie czego innego. Pięknie położone w Zatoce Biskajskiej
jest jednym z najczęściej odwiedzanych miast północne Hiszpanii. Dzieje się tak nie tylko za sprawą 2
uniwersytetów i pięknych średniowiecznych zabytków upamiętniających nabyte w
1300 r. prawa miejskie, ale przede wszystkim przez wybudowane tu muzeum. Chyba
najbardziej dziwaczny, a zarazem najciekawszy budek jaki kiedykolwiek widziała
- Muzeum Guggenheima.
Ten
architektoniczny cud powstał w 1997r. za 100 mln. euro i był centralnym punktem
wielkiego programu przeobrażania się miasta przemysłowego w mekkę turystyki i sztuki. Muzeum samo w sobie
zachwyca konstrukcją. Wielokształtne, nieprzewidywalne w swej lini ściany,
pokryte są tytanowymi blaszkami o grubości 0,5 milimetra. Sama bryła budynku
uchodzi za dzieło sztuki, zwłaszcza, że wewnątrz olbrzymie pomieszczenia w
zasadzie nie posiadają żadnych słupów podtrzymujących strop. O różnych porach
dnia z różnych punktów miasta, bryła muzeum zaskakuje odmiennością barw, cieni
i zmieniającej się formy. Zaskakują wydobywające się z najmniej oczekiwanych
miejscach budynku, malownicze kłęby dymy lub języki ognia, co w zestawieniu z
opływającą dookoła muzeum fosą, tworzy niepowtarzalne optyczne obrazy.
W budynku
mieszczą się sale wystawowe i koncertowe. W stałej ekspozycji muzeum
prezentowana jest sztuka współczesna XX w.:pop-art, arte povera, sztuka
abstrakcyjna, minimalistyczna, ekspresyjna i wiele innych. W największej z 19
wystawowych sal znajduje się rzeźba Richarda Serry „La materia del tempo” -
ogromne, długie wstęgi zjedzone przez czas i rdzę tworzą swoisty labirynt.
Olbrzymią atrakcją, dosłownie olbrzymią jest 13 metrowy pies „Puppy” - dzieło
Jeffa Koonsa, stojący przed głównym wejściem do Muzeum.
I nie
było by w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, ten pomnik jest zbudowany z 70 tys.
żywych kwiatów, a jego wnętrze stanowi specjalny szkielet zapewniający kwiatom
nawodnienie! Spaniałe wrażenie robi również rzeźba wielkiego „Pająka” autorstwa Louisa Bourgeoisa, symbolizująca życie i
śmierć.
Na niespodziewających
się niczego turystów fotografujących się przy rzeźbie czeka nie lada
niespodzianka. Co kilka minut z powierzchni bulwaru opodal pająka wytryskują
języki ognia ze słynnej „Ognistej fontanny” Ivesa Kleina. Samo muzeum jak i
jego otoczenie jest niezwykłym tworem, zabierającym turystę w odrealniony świat
sztuki. Wystarczy przejść z bulwaru nad rzeką na tyły budynku, by znaleźć się w
zaczarowanym świecie. Umiejscowiona w wodnych ogrodach instalacja „Rzeźby mgły”
Fujiko Nakyi, co kwadrans spowija całe to miejsce para wodną, co w słoneczne
czy pochmurne dni jest niezwykle pięknym widowiskiem i źródłem estetycznych doznań.
Bilbao w
języku Basków znaczy „dwa brzegi”. Miasto położone nad rzeką Nervion łączą dwa
brzegi przęsła olbrzymiego, gondolowego mostu baskijskiego.
Miasto
jest kolorowe i różnorodne, bo wśród bardzo futurystycznych form można zobaczyć
kamienice pamiętające czasy świetności Republiki Baskijskiej, a nawet czasów
znacznie odleglejszych. Mnie jednak w oko wpadły fantazyjne graffiti.
Prawdziwa
podróż nie byłaby taką bez spróbowania lokalnych przysmaków, a z Bilbao jeden
taki się wywodzi, to bacalao bilbaino czyli po prostu dorsz z Bilbao. Wystarczy do ryby dodać paprykę i pomidory
oraz czosnek, a z dorsza robi się ryba nienajgorsza.
Popularny jest też
marmitako, czyli gulasz rybny. Do jego przyrządzenia Baskowie używają też
węgorzy. W pośpiechu najczęściej jednak spożywają Pintxo czyli małą przekąskę w
rodzaj fast foodu. Jest to pieczywo z różnym nadzieniem. Z potraw
przypominających nieco smaki z polskiego stołu należy wymienić Cuajada. To
jedzone na śniadanie danie będące odpowiednikiem polskiego serka wiejskiego.
Do najlepszych restauracji w Bilbao należy z pewnością Aizian, znajdująca się w
hotelu Sheraton. Wewnątrz możemy (za odpowiednio wysoką cenę) spróbować
najbardziej ekskluzywnych lokalnych przysmaków. Kolejnym lokalem serwującym
baskijskie dania jest Zortziko. Po sytym posiłku można odpocząć na bulwarach
lub pospacerować ulicami miasta, które są dosyć zielone i nie przypominają
wysuszonych miast środkowej Hiszpanii. Przez moment nawet poczułam ciepło
słońca i podmuch wiatru we włosach... miło tak
powspominać. Kto wie, może to właśnie Bilbao będzie celem i Twoich
wakacyjnych wypraw? James Bond już tam był:). W filmie „Świat to za mało”
Bilbao gra rolę drugoplanową, a w musicalu „Happy End” stało się tematem kilku
piosenek. Polecam, tak jak słońce plaż San Sebastian, muzea Madrytu i jedyny w
swoim rodzaju smak hiszpańskiej szynki czyli „jamonu”, ale o tym już w kolejnej
retrospekcji wakacyjnych albumów foto.Bąbel
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz