Stany, Stany fajowa
jazda…
No właśnie, czy na pewno?
W niewielu miejscach byłam, biorąc pod uwagę wielkość kraju. Ale niezmiennie
rozczarowują mnie wielkie miasta. Jak przystało na Europejkę w pierwszym
odruchu spodziewam się i oczekuję, że miasto ma historię, jakieś Koloseum, Wawel,
może chociaż bardziej współcześnie - Sagrada Familia czy chociaż pozostałości
muru berlińskiego. I z każdym miastem rozczarowanie niestety.
Ubawił mnie przemiły
kierowca z Denver, który zapytany o to, co musimy zobaczyć, bo jesteśmy tylko
jeden dzień odpowiedział bez zająknięcia: „Boisko do baseballa!!! Koniecznie,
jest naprawdę nowoczesne!” Był tak podekscytowany, że na pytanie czy coś
jeszcze, wymienił jednym tchem rollercoaster i delfinarium. - „A jakaś
historyczna dzielnica?” – „Aaaaaa, historyczna…. Hmmm no tak!!! Jest taka ulica
gdzie WSZYSTKO się zaczęło!!!”. Niestety nie powaliła na kolana i na dodatek
nie wyglądała jakby cokolwiek miało się tam zacząć. Tak naprawdę nawet jej nie
zauważyłam, bo oczywiście jak na Europejkę przystało spodziewałam się Bóg wie
czego… A to taka zwykła, dwustumetrowa uliczka z niską zabudową pośród drapaczy
chmur… Na osłodę na szczęście była Warka Strong i żurek, jeden z lepszych jaki
jadłam kiedykolwiek. Polished Tavern J http://www.polishedtavern.com/
Co pamiętam z Denver
oprócz żurku? Misia…
Czego natomiast
spodziewać się po 24 godzinach w samolotach i na lotniskach oprócz bólu
kręgosłupa i myśli „nigdy więcej!!!”. Kiedy wyląduje się na końcu świata, a z
mgły wyłoni się San Francisco? Oczywiście nie historii w kategoriach
europejskich. Ale to miasto ma duszę… I to nie tylko w Downtown, gdzie drapacze
chmur są przez cały rok skąpane w słońcu.
Most Golden Gate, który w
ubiegłym roku obchodził 75 rocznicę góruje nad zatoką i przykuwa uwagę
wielkością i kolorem. I z którego codziennie jakiś nieszczęśliwiec chce skoczyć i na oczach spacerujących turystów pożegnać się ze światem.
Stąd
doskonale widać Alcatraz – więzienie o zaostrzonym rygorze, w którym jednym z
pierwszych więźniów był Al Capone. Obecnie udostępniane dla zwiedzających –
jeśli ktoś chce zobaczyć toalety, które sprzątał za karę „wielki baron”, bilety
musi zarezerwować z dużym wyprzedzeniem.
A oprócz tego ocean, szerokie
plaże, przepiękne parki, których wielkość ciężko sobie wyobrazić i które z
naszymi miejskimi parkami niewiele mają wspólnego. I strome uliczki, i fikuśne domki, które
tylko z przodu są wykończone idealnie.
Tramwaj linowy, na którego stopniu można
zawisnąć i tak zwiedzać miasto wymaga odstania w kolejce kilkunastu minut.
Ale to co w tym mieście
mnie uwiodło absolutnie to słońce i mgła. Mgła, która się rusza, spowija,
pochłania. I chociaż brzmi to strasznie, to łatwo ją znieść, bo na wyciągnięcie
ręki i 10-20 minut autobusem prawie zawsze świeci słońce, wystarczy pojechać
nad zatokę – do Downtown.
AW
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz